piątek, 2 listopada 2007

RELIGIA


Wielu ludzi myśli, że religia ich zbawi.
„Pani, jaki jest stan jej duszy?” — zapytał jeden angielski arystokrata pewną rosyjską damę.
„Sir,” odpowiedziała szlachetna hrabina, „to jest sprawa pomiędzy moim spowiednikiem a Bogiem”.
Czyż nie była ona wyznawczynią Kościoła Prawosławnego? Czyż nie wydawała wielkich sum na potrzeby tego Kościoła? Czyż nie wyznawała i czyż nie praktykowała wszystkich zasad tego wyznania? Czyż nie uczęszczała gorliwie na nabożeństwa cerkiewne? Dlaczegóż by więc miała się tym niepokoić? To nie była jej troska, to była troska Kościoła.
Tak, czytelniku, i ty może ufasz swemu członkostwu w Kościele. Ale chcę ci powiedzieć, że religia nie może zbawić. Żadna religia, ani protestancka, ani rzymskokatolicka, ani żydowska, ani prawosławna, ani koptyjska, ani muzułmańska, ani buddyjska ani konfucjańska, ani żadna inna religia nie może zbawić twej duszy. Tylko Jezus Chrystus może cię zbawić.
Możesz należeć do tylu Kościołów, do ilu zechcesz, a mimo to być zgubionym. Możesz być luteraninem, prezbiterianinem, metodystą, baptystą, anglikaninem lub kimkolwiek innym, a mimo to być zgubionym. Nie ma bowiem zbawienia w samym fakcie przynależności do Kościoła. Zbawienie jest w Chrystusie.
Religia nie może obdarzyć cię życiem, ty zaś musisz przyjąć nowe życie, aby być zbawionym.
Nikodem był religijny, lecz nie był zbawiony. Dlatego Jezus powiedział mu: „Musisz się na nowo narodzić”. Faryzeusz był religijny, lecz nie był zbawiony (Łukasz 7:36-50). Korneliusz był bogobojny, dawał jałmużny, modlił się, pościł, lecz mimo to był zgubiony i potrzebował zbawienia (Dzieje Apostolskie 10:22).
Paweł był może najbardziej religijnym człowiekiem swoich czasów. Żył w swej religii od dzieciństwa. Mówił o sobie, że był gorliwcem oddanym Bogu. Był obrzezany i zachowywał zakon nienagannie. A jednak mimo to był w obliczu Boga grzesznikiem. Był zgubiony, chociaż nie zdawał sobie z tego sprawy. On również potrzebował zbawienia dla usprawiedliwienia przed Bogiem, którego nie posiadał. Był grzesznikiem, o tak, bardzo religijnym grzesznikiem. Sam nazwał się pierwszym z grzeszników.
A więc, czytelniku, jeśli religia nie mogła zbawić ani Pawła ani Korneliusza, ani Nikodema ani Faryzeusza, to jakże może zbawić ciebie?
Czy słyszałeś kiedykolwiek o kimś tak religijnym, jak Jan Wesley, twórca metodyzmu? Był on duchownym Kościoła Anglikańskiego, a przecież sam powiedział o sobie, że nie jest nawrócony. Uważał się za chrześcijanina, ponieważ czytał Biblię, uczęszczał do Kościoła i odmawiał modlitwy. Mówił on, że wyznaczył sobie godzinę lub dwie dziennie na skupienie religijne. Przyjmował komunię św. i modlił się o świętość osobistą. W środy i piątki zachowywał post. Został misjonarzem wśród Indian i głosił Ewangelię. Lecz nie był zbawiony. „Któż mię nawróci?” — wołał. O, cóż to za wyznanie! Główną pobudką, dla której został misjonarzem, była, by użyć jego słów, „nadzieja na zbawienie własnej duszy”. Oto dramat. Duchowny anglikański, pobożny i religijny, a przecież nie zbawiony.
Czy ty również polegasz na swym życiu religijnym w nadziei zbawienia? W takim razie oparłeś się na zawodnej nadziei i nie poznałeś jeszcze Chrystusa.
Jeśli religia może zbawić, to po co umarł Chrystus? Golgota była niepotrzebna, jeśli religia może również zbawić. Nie, czytelniku, jeden jest Zbawiciel: nie religia, lecz Chrystus.
Kościół nie zbawi duszy twej,
Ani nie zgładzi twoich zmaz,
Bo tylko Chrystus zbawi cię,
Wyzwoli cię w swej łaski czas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz